kasia ekes pracownia

Czego o twórczym biznesie nauczyło mnie ostatnie 7 lat

7 lat rozwijania własnego i 3 lata wspierania w tym innych artystek.

część 2- od odejścia z etatu do biznesu, który kocham

 Dziś zapraszam Cię na 2 część mojej historii. Tą o dziewczynie, która spełniła swoje marzenie- została artystką na pełen etat i całkowicie oddała się rozwijaniu swojego twórczego biznesu.

To nie byłoby możliwe bez paru rzeczy:

– mojej naprawdę ciężkiej i sumiennej pracy

– tego, że się nie poddawałam (przez myśl mi nawet to nie przeszło) kiedy efektów JESZCZE NIE BYŁO OBIEKTYWNIE WIDAĆ! Ja czułam, jak nadchodzą. To było dla mnie pewne i każdy mały sukces traktowałam jako dowód

– zaangażowania na poziomie energii, psychiki, głowy, serca, uwagi, czasu- nazwij to jak chcesz. Słuchałam biznesowych kursów i podcastów w każdej możliwej chwili- rano szykując się do wyjścia, w drodze do pracy, w drodze z pracy, myślami byłam w moim biznesie i układałam plany jego rozwoju, a materiały, których słuchałam najczęściej były bezpośrednio związane z konkretną rzeczą, którą chciałam w danym momencie zrobić. Najwięcej słuchałam o prowadzeniu social mediów, budowaniu marki, o sprzedaży i o mindsecie. Nic dziwnego, że do dziś te właśnie elementy uważam za absolutne fundamenty twórczego biznesu.

– mojej pracy nad sobą, nad moim mindsetem i przyjęcia postawy pt „nie pitolę, tylko działam”. Na początku nie umiałam nic i wszystko robiłam źle. Byłam słaba w Instagram, słaba w budowanie marki, słaba w zdjęcia, słaba w sprzedaż, nawet w… malowanie. Wszystko, co teraz robię dobrze robię dobrze dlatego, że zaczęłam źle i pozwoliłam sobie uczyć się „as I go”. I rzeczywiście się uczyłam, jak każdy z tych aspektów robić lepiej. Ale zawsze w działaniu, nigdy nie skończyło się na teorii i biernym ćpaniu wiedzy!

2020

Chyba chcę dla roku 2020 poświęcić tu najwięcej miejsca. W świecie czas pandemii i niepokoju. W moim biznesie- totalnego rozkwitu i sukcesów. Nie chodzi mi w tym wpisie o to, żeby wszystko kronikarsko i dokładnie zrelacjonować. Ale by pokazać, skąd się biorą efekty! 

Zawsze z działania. I konsekwencji. Ale nie ze smętną miną i za karę, tylko na zajawce. Kiedy to, co robisz przynosi Ci frajdę i się tym jarasz, i dodatkowo pracujesz ciężko, efekty muszą się pojawić. 

Rok zaczął się w pracowni u rodziców. Pierwsze miesiące szły powoli, bez szału, bez tragedii- sprzedawałam reprodukcje, zaczęłam próbować malować abstrakcyjne obrazy! 

Z wiosną przyszła pandemia, ale przyszła też jakaś nowa energia u mnie. Z malowaniem przeniosłam się na swój kuchenny stół i od tamtej pory rzeczy nabrały niesamowitego tempa! 

Ja nie wiem, ale we mnie przeciwności wywołują chyba jakieś dodatkowe moce. (BARDZO przydatna do wypracowania cecha przy prowadzeniu własnego biznesu). Zmobilizowałam się bardzo, wymyśliłam zupełnie nowy rodzaj kolekcji i promowałam ją jak szalona, najlepiej, jak umiałam, i to przyniosło wspaniałe efekty!

Po raz pierwszy moje obrazy zaczęły się sprzedawać PODCZAS wernisażowego liva, a przy drugim dropie sprzedały się w tą godzinę WSZYSTKIE. Tak, to były tanie obrazy. Ale… i tak zarobiłam na nich 10 razy więcej, niż na drogiej kolekcji z zeszłego roku, z której sprzedałam jeden, czy dwa. Nie zawsze drożej znaczy bardziej dochodowo. 

Po kilku miesiącach kolejna, czerwcowa kolekcja była kolejnym, jeszcze większym sukcesem. Dodałam wtedy oprócz obrazów ręcznie malwoane zakładki i miałam wszystko naj: największą ilość zamówień, najwięcej wejść na sklep, największy przychód, największe poczucie sukcesu. 

Było tego TYLE! Tą jedną czerwcową kolekcją przebiłam swój dotychczasowy przychód z całego roku. Czułam, że zaczynam wchodzić z moim biznesem na nowe levele i… tym bardziej chciało mi się działać. Kolejny mega rozwojowy projekt zaczęłam w dniu premiery tej kolekcji. Niosła mnie niesamowita motywacja. 

A projektem tym były warsztaty, które poprowadziłam razem z Mają Michalak. Cykl warsztatów, z którymi przejechałyśmy się po kilku miastach w Polsce! I za każdym razem miałyśmy pełną grupę. Ten projekt był totalnie anty- dochodowy, bo źle wyliczyłyśmy chyba wszytsko, co się dało, ALE wizerunkowo i energetycznie zadziałał nie-sa-mo-wi-cie. To była świetna przygoda i czas, w którym mój biznes nabierał niesamowitego paliwa. Nie zawsze tym paliwem jest to, co najbardziej dochodowe!

Niektóre projekty może i nie przynoszą pieniędzy, ale przynoszą doświadczenie, rozgłos, wizerunek, RADOŚĆ i inne wartości, które przekładają się na późniejszą większą dochodowość wszystkich innych robionych przez nas rzeczy. 

W czasie touru po Polsce z warsztatami zadziały się 2 własnie takie super rzeczy: po 1 dostarczyłam osobiście do siedziby Pani Swojego Czasu zamówione wcześniej przez Olę Budzyńską obrazy! Nie muszę pewnie Wam mówić, ile małym biznesom dają oznaczenia od dużych influencerów! To są często game- changery i turbo- doładowania. U mnie takich było kilka- bardzo warto o nie się postarać.

A drugą była wiadomość, którą dostałam od firmy Wall Art z propozycją współpracy przy autorskiej kolekcji tapet z moimi obrazami. Po oznaczeniu Oli to się wydarzyło, podejrzewam, ale pewności nie mam. Najpierw nie dzieje się nic (tak Ci się wydaje), a później dzieje się wszystko (a to poprostu efekty skumulowane wszystkich poprzednich działań).

Po wakacyjnych podbojach i sukcesach przeniosłam się do nowej pracowni. I kolejna super propozycja współpracy- czy mogłabym poprowadzić warsztaty takie, jak te wakacyjne, ale w formie online dla pracowników pewnej korporacji? Szczerze- nie chciało mi się tego robić. Więc odpisałam z wyceną taką, za jaką by mi się chciało. I przeszło! To był październik- mój pierwszy miesiąc z 5 cyferkami na koncie! 

A potem te same warsztaty wprowadziłam do oferty w moim sklepie i też okazaly się hitem. 

Tamtej jesieni była jeszcze kolekcja reprodukcji vintage, w całości wyprzedana jeszcze przed premierą na Liście Kolekcjonera.

I premiera nowych reprodukcji Flourish (nowa jakość, nowa drukarnia). W listopadzie one plus warsztaty online dały mi kolejny miesiąc ponad 10k!  

W grudniu zrobiłam premierę jeszcze jednej kolekcji. A na tym zdjęciu pamiętna chwila, bo z jednej strony trwa oprawianie nowych obrazów, a zdrugiej zakładam własnie na Fb grupę Artystki, na której zaczęłam dzielić się moimi sposobami na rozwijanie twórczego biznesu. Ta grupa niedługo przerodzi się w mój pierwszy biznesowy kurs. The rest is history! ;p

Pamiątkowy screen Instagrama pod koniec 2020.

Wnioski? 

Jeśli po prześledzeniu mojego 2020 odczuwasz zadyszkę, to nic dziwnego.

Ja też się zmęczyłam patrząc na wszystko, co w tamtym roku zrobiłam. 4 nowe kolekcje obrazów oryginalnych?? 5, czy 6 warsztatów w całej Polsce, do tego 2 online? 3 nowe kolekcje reprodukcji, obrazy na zamówienie, współprace z firmami? A pod koniec roku na deserek zaczęłam bezpłatnie pracować z artystkami, bo nie mogłam już dłużej w sobie kisić tych wszystkich biznesowych odkryć! To był turbo intensywny czas. Nie raz wracałam do domu późnym wieczorem. Niejeden weekend przepracowałam. I piszę to bez absolutnie żadnej goryczy, czy żalu. Było przezarąbiście. Best time of my life : ) 

Po tej całej (równie ciężkiej i ważnej!) pracy nad zbudowaniem podstaw w 2019, w 2020 zaczęłam widzieć prawdziwe efekty. W postaci pieniędzy i ruchu, życia, ludzi, energii w moim biznesie. Złapałam byka za rogi i zaczęło się prawdziwe rodeo 🙂 

Pamiętam, jak w pewnym momencie tamtego roku przyszło do mnie pewne brzemienne w skutkach odkrycie... że jeśli pomysł na jakiś projekt przychodzi mi do głowy, to muszę go szybko ogłosić i wdrożyć do realizacji. A jeśli potem będzie się działo dużo na raz- trudno! Nie będę miała wyjścia, tylko to wziąć i zrealizować. I tak zaczęłam przyspieszać. I robić coraz więcej. Sprzedawać coraz więcej, bo te „projekty” to były zawsze pomysły na produkty, kolekcje, kampanie. Pod koniec roku to wszystko zaczęło się naprawdę już nawarstwiać i ciągle coś konkretnego się w moim biznesie działo! Nie polecam takiego podejścia na dłuższą metę, bo pewnie można się zajechać, ale… na tamten moment to było dokładnie to, czego mój biznes potrzebował, żeby nabrać prawdziwego tempa. Takiego tempa, które zamienia biznesy wacikowe w biznesy dochodowe. Potrzebna tam była MOJA energia. Wsadziłam w to wtedy całą parę, jaką miałam i zwraca mi się to przepięknie do dzisiaj, z nawiązką. Uważam, że nie da się rozkręcić na dobre biznesu bez, powiem to wprost i brzydko, etapu napierdalania. Takie jest moje doświadczenie. I wnioski, które wyciągam z historii innych rozkręconych biznesów. 

Potem szukamy balansu. Szukamy przestrzeni, lekkości, odpuszczania. Skalujemy, delegujemy, uczymy się jak zarobić więcej pracując mniej i mądrzej. Ale żeby to było możliwe, najpierw coś musi ten pociąg wprawić w ruch i tym czymś najczęściej jest właśnie nasza energia. 

Kolejny rok mojego biznesu będzie już nieco inny… jeszcze bardziej (kilkukrotnie bardziej) dochodowy, z nową pracownią, rozwojem na każdym polu… Ale jeśli mam być szczera, tęsknię czasami właśnie za tym. Za tymi pierwszymi razami. Za pierwszym razem, gdy szło tak super. Za tym, jak wtedy nabierałam tempa. Wszystko było świeże, pierwsze, niesamowite. Czasem pierwszy przedsmak sukcesów daje większy haj, niż później bycie w nich na codzień.

Życzę Ci z całego serca, żebyś tego u siebie też doświadczyła, jeśli takie są Twoje marzenia! <3   

Historia tego jednego bardzo ważnego roku zajęła mi tyle czasu, że na kolejne będzie trzeba znów trochę poczekać. 

2021,22 i 23- coming soon.